Już niebawem, 25 grudnia zadebiutuje na ekranach naszych kin najnowszy film Marcina Krzyształowicza, „Pan T.”, przewrotna opowieść o życiu artysty w czasach stalinowskiej Polski.
Tytułowy T. to nikt inny jak Leopold Tyrmand, jeden z najbardziej barwnych, nietuzinkowych i kontrowersyjnych twórców wczesnego PRL-u, autor słynnego „Złego”. Nie dostaniemy w tej historii jednak elementów biografii pisarza, a jedynie pewną wariację, w dużym stopniu alternatywną historię z życia artysty, który musi zmagać się z absurdami życia w opresyjnym systemie.
Główną rolę powierzono dawno nie widzianemu na dużym ekranie Pawłowi Wilczakowi, którego kreacja wzbudza wiele pozytywnych reakcji. Poza nim w filmie będziemy mogli zobaczyć całą aktorską plejadę: Jerzego Bończaka w roli Bieruta, Sebastiana Stankiewicza (Złote Lwy za rolę drugoplanową), Wojciecha Mecwaldowskiego, Jacka Braciaka i wielu innych. Co ciekawe, na ekranie w epizodach pojawiają się także osoby spoza świata aktorskiego lub dawno w filmie nie widziane, jak Jacek Fedorowicz, Michał Urbaniak czy nawet Leszek Balcerowicz, a także nieżyjący już Kazimierz Kutz (film kręcono przez około 3 lata).
Choć film opowiada o trudnych czasach stalinowskiej Polski, gdzie na porządku dziennym jest donosicielstwo, wszechobecna kontrola władzy i niepewność jutra, „Pan T.” przepełniony jest czarnym i absurdalnym humorem, bo tylko dzięki takiemu podejściu można było wtedy przetrwać. Dla podkreślenia klimatu tamtych czasów, film zrealizowano w technice czarno-białej.
Zobaczcie zresztą zwiastun: