Po dość długim okresie od napisania recenzji pierwszego tomu polskiego wydania komiksu „Malcolm Max” przyszła wreszcie pora na spojrzenie obiektywnie – jakby inaczej – na drugi tom zatytułowany „Zmartwychwstanie”. Komiks przeczytałem jakiś czas temu, dziś sobie tylko odświeżyłem pamięć na potrzeby tej recenzji – przewracając kartkę za kartką tego komiksu. I co mogę powiedzieć na wstępie?
Choć komiks „Malcolm Max: Zmartwychwstanie” rozczarowuje i jest w pewien sposób gorszy od tomu pierwszego to jednak nie do tego poziomu, aby po niego nie sięgnąć. Zresztą zarzekałem się już w pierwszej recenzji, że tego nigdy nie zrobię – nawet gdyby jakaś kolejna część miała jakiś spadek merytoryczny za czym idzie i również spadek oceny ogólnej. I faktycznie zakupiłem drugą część z satysfakcją, z wypiekami na twarzy oraz z wielką chęcią poznania kolejnego fragmentu tej trochę ciekawej, a jednak za mało poważnej historii.
Niestety, ten 64-stronowy komiks pokazuje jak można wiele zniszczyć z tego co się zbudowało w miarę przyzwoicie w przeszłości… Drugi tom to z pewnością mniej udana historia, wszystko za sprawą trochę głupiej niedorzeczności o której powiemy sobie zaraz co nieco. W tym tomie również nadal nie odnajdziemy zagadek i klimatu znanego ze świata Sherlocka Holmesa… No cóż, czas się przyzwyczaić do tej serii i zacząć akceptować ją taką jaka jest, a jak wspominałem i tak nie jest źle.
Jeśli czytaliście komiks „Malcolm Max: Porywacze ciał” – tom 1 – to raczej jak ja sięgnięcie po drugi i kolejny następny tom tego komiksu? Jeśli macie obawy bądź jesteście ciekawi co się wydarzy w drugim tomie możecie przeczytać wpierw opis polskiego wydawcy i resztę tej recenzji.
Opis wydawcy:
Bohater uwięziony w Tower of London,
przeklęte zjawy,
tajemnicze żywe trupy,
masowe okropności,
udręczona bohaterka,
miejsca pełne grozy,
dziwne obsesje,
dramatyczne pościgi,
zmęczony życiem inspektor,
miłosny pocałunek Półwampirzycy,
wszystko w jednej opowieści z czasów Królowej Wiktorii,
i Sherlocka Holmesa
Malcolm Max, oskarżony o morderstwo, zostaje uwięziony w londyńskim Tower. Jego partnerka – Charisma Myskina znika w tajemniczych okolicznościach podczas niebezpiecznej misji. Wszystko podczas śledztwa z powodu tajemniczych morderstw oraz znikających z cmentarzy zwłok… Tymczasem na ulicach pojawiają się tajemnicze mechaniczne istoty siejące grozę i śmierć…
Wydaje się, że wszystkie nieszczęścia świata w jednej chwili opanowały stolice brytyjskiego imperium.
No okey, z powyższego opisu komiksu nawet ci Internauci, którzy jeszcze nie mieli pierwszego tomu w rękach, stworzą sobie jakiś zarys – no za szumnie powiedziane – ubogi fragment fabuły tej historii. Nie chciałbym – kolejny raz – skupiać się na opowiedzeniu Wam historii, kiedy możecie sami śledzić ją z każdym nowym tomem. Chciałbym za to napisać czego powinniście się spodziewać po drugim tomie komiksu „Malcolm Max: Zmartwychwstanie”, po całej serii, napisać trochę przemyśleń na temat komiksu, ponarzekać i wydać ostateczną ocenę…
Drugi tom, już na początku tej recenzji, opisałem jako mniej udaną część serii. I nie bez podstaw. Wszystko za sprawą trochę absurdalnie przedstawionej historii, która pomimo szybkiego tempa wydać się może po prostu nudna. Te wszystkie absurdy, które kochamy i którymi się karmimy w różnych komiksach, książkach czy w grach można klasyfikować. Jeśli mamy dobry produkt z gatunku science-fiction to nie ma do czego się przyczepić. Niestety w serii komiksów z przygodami Malcolma Maxa absurdy te denerwują. W pierwszej recenzji zarzuciłem brak większej powagi komiksowi oraz brak większej tajemniczości, czy też mroczności. Po obyciu się i po zaakceptowaniu wad dwóch pierwszych tomów mogę stwierdzić, że w drugiej części tego komiksu psuje urok tej historii sam scenarzysta, który okazuje się być leniwym artystą. Powiedźcie mi, jak można tak spaprać ucieczkę naszego bohatera Malcolma Maxa z londyńskiego Tower – więzienia? Autor poszedł trochę na łatwiznę, bowiem nie zobaczymy żadnych tajemniczych zamków do ukrytych korytarzy w murach więzienia… No cóż, może i zbyt wyolbrzymiam ten fakt, ale mnie on osobiście zdziwił i zirytował… A gdzie ten absurd? A no w tym, że w świecie tego komiksu każdy może wejść za mury więzienia, więźniowie z kolei mają prawo pałęntać się niemal wszędzie… To absurdalne, bowiem wygląda na to, że każdy strażnik musi znać z twarzy setki zbrodniarzy… No szkoda pisać, gdyż absurdów w tym absurdzie jest dużo.
Druga sprawa to to, że w odbiorze komiksu ciągle przeszkadza również chęć zobaczenia i poznania jakiś mocy drugiej bohaterki: Półwampirzycy – Charismy Myskinowej. Przecież to tylko pospolita ślicznotka…?
Ta historia, przedstawiona w komiksach „Malcolma Maxa” mogła być lepsza, rozdzielona na więcej tomów, poważniej też traktować Czytelników, zwłaszcza, że pierwszy tom uznaliśmy za komiks przeznaczony od 16-stego roku życia. Szkoda. Trzeci tom ma zakończyć ten cykl serii, i miejmy nadzieję, że jednak to nie zakończy przygód Malcolma Maxa… Dla mniej wybrednego czytelnika, seria ta będzie znośna, raczej ciekawa i dość fajnie zilustrowana.
Zapraszamy do przejrzenia skanów i do naszego podsumowania.
„Malcolm Max: Zmartwychwstanie” – album 2
Podsumowanie
Drugi tom „Zmartwychwstanie” komiksu „Malcolm Max” w zasadzie utrzymuje poziom pierwszego, ale nie wszystkie jego grzechy da się wymazać z głowy, dlatego dziś obniżam ocenę o najzwyczajniejszy „plusik”. Czytelnicy – fani serii – powinni spać spokojnie – to ten sam Malcolm Max., a pomimo moich skarg, narzekań nadal uważam, że warto sięgnąć po tą serię.
Podsumowanie Recenzja komiksu: „Malcolm Max: Zmartwychwstanie” – tom 2 | |
Plusy | Nagroda |
| |
Minusy | |
| |
Ocena | |
|